Nie wiem kiedy nastąpił u mnie przełom i pokochałam spanie pod chmurką zdala od ludzi, najlepiej gdy wieje i czasem leje. Tego ostatniego nie lubię, ale często niestety zdarza się. Nauczona doświadczeniem wiem, że im więcej masz tym więcej musisz nieść. Im mniej potrzebujesz, tym jest Ci lżej. Im bardziej kompaktowo, tym mniej bezproblemowo. Mogłabym tak pisać w nieskończoność. Przejdę więc do meritum, co zabrać ze sobą na conajmniej tydzień w nieciekawy klimat, np. do takiej Norwegi, czy na Wyspy Owcze.
# Kapota przeciwdeszczowa
To od dłuższego czasu rzecz numer 1 na liście. Posiadam taką, co zakłada się dodatkowo na plecak. Dzięki temu nie dość, że mamy suche ubranie, to nie ma ryzyka, że nasz dobytek na plecach nie nasiąknie od nadmiaru lejącej się z nieba wody. Na takiej kapocie można usiąść, traktują ją jako koc, gdy ławka, pieniek czy inne miejsce gdzie chcemy klapnąć jest mokre. Sama kapota świetnie izoluje od wiatru, więc gdy jest nam zimno, wystarczy ubrać ja na siebie i nie przepuści grama wiatru. Szybko schnie, wystarczy ją porządnie strzepnąć. Można dostać wersje z zamkiem jedynie przy szyi, bądź na całej długości. Te drugie są już trochę większe gabarytowo i cięższe. Waga około 350 gram (rozmiar s/m). Można kupić tutaj
# Śpiwór
Do śpiwora idealnego prowadziła mnie długa droga, zaczynałam od letnich poliestrowych z 4F, służą do dziś latem, gdy noce nie są wymagające temperaturowo. Sprawdziły się też, przy zerze. W końcu jak się nie ma, co się chce, to się używa co się ma. I też jest dobrze. Spanie w przymrozku nie należało do przyjemności, ale dało się wytrzymać i dziś chętnie wspominam tę szalone noce, gdy biłam się pięściami w uda, żeby odzyskać czucie;)
Potem był Fjord Nansen, jednak gabaryt i waga zdyskwalifikowały go na dłuższą metę. 1,5 kg wzwyż było komplikacją, gdy cały bagaż miał zająć 6 kg. Taki śpiwór zajmował większą część plecaka i brakowało przestrzeni na inne istotne graty. I w zasadzie przeszkadzały tylko dwie rzeczy: waga i gabaryty. Tak poza tym jest naprawdę w porządku i używam go jak jadę gdzieś samochodem i mogę sobie pozwolić na zabranie wszystkiego.
Ostatnio, przed wyjazdem na Lofoty, szarpnęłam się mocno i zdecydowałam na zakup śpiwora puchowego marki Pajak. Wagowo cudo, zaledwie 800 gram, mieści się po skompresowaniu w dłoni, można go nosić w damskiej torebce, gdy najdzie Cie ochotą na drzemkę na łące;) Tyle że nie jest tani, oj nie. W każdym razie dla kogoś, kto sporo jeździ jest to świetny zakup na lata i rzeczywiście daje radę, gdy temperatura spada poniżej zera. Sprawdził się świetnie. Nie ma się do czego przyczepić. W tym przypadku jakość niestety kosztuje (cena ok.1000,00 zł)
#Kurtka puchowa
Nic nie ogrzeje Cię tak jak puchówka, daje namiastkę domowego ciepła, gdy dookoła deszcz śnieg i zawierucha. Gdy Twoje ciuchy termoaktywne nie dają rady z niskimi temperaturami, a i strefa komfortu dawno już została przekroczona, to puchówka jak znalazł poratuje. Na pewno wygodną opcją jest noszenie ciut większego, żeby nie była zbyt opięta. Gdy dołożymy na plecy obciążanie w postaci plecaka, to będzie nas niewygodnie ściągać przy pachach. Nie wspominając o trudności z poruszaniem rękoma i nie daj boże z wystającymi przegubami, gdy rękawy okażą się ciut za krótkie. Pod większą kurtkę wejdzie bluza z długim rękawem, koszulka termoreaktywna i podkoszulka:) Osobiście używam starej puchówki męża, a marzę o nowej marki Pajak… tylko ta cena!
#Namiot
Ile ludzi, tyle opinii. Od kilku lat podróżuję z namiocikiem ARPENAZ 2 QUECHUA, które idealnie wpasowuje się do bagażu podręcznego. Do tego przemawia za nim cena: 100 zł! Więcej o nim znajdziecie pod linkiem
# Mata do spania
Kolejna istotna pozycja na liście, w końcu ile razy słyszeliście, że od ziemi ciągnie. No i jest to prawa. Dobra izolacja to podstawa, to zdrowe nerki i brak kataru. Mata używana przeze mnie, jest dmuchana, łatwo się zwija i zajmuje stosunkowo mało miejsca, nie przekracza wagowo 500 gram. Można w niej spać na skałach, trawie, bagnach. Jedyne ale, trzeba uważać na plaży, aby piach nie dostał się do ustnika, o tym przestrzega też producent. Jest bardzo wytrzymała, ciężko ją przetrzeć, dodatkowo śpi się na niej tak wygodnie, że spanie w domu po powrocie nie robi większej różnicy, od tego w namiocie.
# Dmuchana poduszka (alternatywnie)
Za poduszkę mogą służyć zwinięte ubrania, kurtka, spodnie etc. Jednak mając wolne 100 gram pakuję ze sobą poduszkę turystyczną. Kupiłam ją tutaj. Przy okazji to pomysł na prezent, dla kogoś komu zdarza się spać pod chmurką. To może być najlepiej wydane 20 zł!
# Czołówka
Chodzenie po ciemku, rozbijanie namiotu po ciemku, uciekanie po ciemku, tylko z czołówką. Szkoda by było złamać nogę nie widząc dokąd się idzie. Czołówka przydaje się w namiocie, można jeść i mieć wolne ręce, albo podświetlić sobie czytaną książkę czy przewodnik turystyczny. Przekrój cen ogromny! Te najtańsze można kupić już za niewiele monetek. UWAGA! Nie zapomnijcie o bateriach na zmianę. Po co komu czołówka, która nie świeci!
# Czapka z daszkiem
Ma wieloraką funkcję:
- można schować pod nią tłuste włosy i przetrwać nawet tydzień bez mycia ich
- służy jako parasol i deszcz nie leje się po twarzy
- chroni przed spaleniem nosa i zbyt wczesnymi zmarszczkami
- gdy dodatkowo założymy opaskę na głowę to mamy załatwioną sprawę utraty ciepła z głowy (2 w 1)
- w czapce wychodzi się na zdjęciach lepiej niż bez:)
# Metalowy kubek
Nie na darmo pra pra podróżnicy używali emaliowanych kubków, to niestarzejąca się klasyka. Do tego niesamowicie praktyczna. W takim kubku zagrzejesz wodę na kawę, zagotujesz wrzątek aby zalać liofilizaty, możesz zaczerpnąć wodę ze strumyka, możesz polewać włosy myjąc je nad zlewem na stacji, bądź spłukać koleżance pianę od szamponu na potylicy. Nie zbije się, przywiązujesz go do plecaka i sobie dynda. Cała masa wzornictwa do wyboru do koloru. Polecą stronkę lisia nora .
U nich możecie zamówić kubki z własna sentencją. Cóż, kolejny pomysł na prezent!
# Garnek
Gdy planujecie myć się na wyjeździe w tzw. misce, oraz gotować sobie w dziczy, to kubek emaliowany, z racji pojemności, może być niewystarczający. Na dodatek ziemniaki mogą mieć kawowy posmak. A najgorzej gdy chcecie jednocześnie jeść i pić, wtedy musicie wybierać. Turystyczne garnki są o tyle praktyczne, że są lekkie i kompaktowe. Zestawy są różniste, te używane przeze mnie mają przykrywkę, która służy jako patelnia. Straty gazu są zdecydowanie mniejsze, woda po przykryciem gotuje się szybciej i wolniej wystyga. Ja od wielu lat posiadam ten zestaw. Na wyjazd zabieram jedynie garnek i oczywiście plastikowe sztućce.
#Palnik
Bez palnika ani rusz, nic nie rozgrzewa tak, jak gorący kubek na końcu świata. Najlepsze takie, które przewieziecie w bagażu podręcznym. Te nakręcane na kartusz z gazem są najbardziej popularne. Butle kupujemy na miejscu, niestety nie można ich przewozić w samolocie:)
# Water – to – go
Skoro już jesteśmy w temacie wody i gotowania, to na takich wyjazdach może się zdarzyć, że skończy się gaz. Wody nie przegotujecie a jej pochodzenie może być wątpliwej natury (chociażby strumień przy pastwisku). Nie wiadomo co w takiej wodzie żyje. Od jakiegoś czasu korzystam z butelki Water-to-go
Dostępne są różne ich pojemności:0,5 oraz 0,75 litra. Ta druga spokojnie wystarczy gdy jedziecie we dwoje. Każde może się wówczas porządnie napić, a i zapas wody jest większy.
Dodatkowo zawsze mam zgniecioną butelkę 1,5 litrową, po przylocie wlewam w nią wodę na lotnisku:) Taki zapas wystarcza na jakiś czas, jak macie wytrzymałe plecy można dźwigać i dwie butelki. W zależności jak długo planujecie być “w dziczy”. Można ją przegotować na kawę, do zalania puree czy szybkiego mycia.
# Elektronika
Niezbędny jest również power bank, najlepiej taki na 2 pełne ładowania telefonu. GPS swoje zjada, Internet swoje zje…chociaż nie powiem, nie ma lepszych urlopów niż te offline.
# Ubrania
Im więcej biorę tym mniej noszę, a jak nie mam wyboru to chodzę w tym, co mam pod ręką. Teoria ta sprawdza się nawet, jak jadę na wakacje z wielką walizką. Dwa tygodnie przechodzę w jednym, a reszta wraca czysta. Na taki wypad na np Lofoty na 9 dni zabrałam:
- Koszulkę termoaktywną – 2 szt. (w tym jedna do spania)
- 5 koszulek z krótkim rękawem
- Legginsy do chodzenia ocieplane
- Legginsy cieńsze do spania
- 7 par majtek (tak, nie myłam się codziennie)
- 5 par skarpet (były dłużej w obiegu niż jeden dzień)
- 2 biustonosze sportowe
- rękawiczki
Uwaga: Zawsze zostawiam z tego co ww. jedną koszulkę i skarpety z pierwszego dnia, wtedy w samolocie jest się względnie czystym i można czuć się w miarę komfortowo
# Kosmetyki
Tradycyjnie zestaw minimalistyczny:
- krem do twarzy w mini pudełku z drogerii (dział mini)
- szampon, który służy również za żel pod prysznic (jak uda się podczas wyjazdu wykapać to jest to cud, wiec nie ma co się łudzić i dźwigać mililitrów)
- nowość, którą odkryłam niedawno:rękawica do demakijażu. Tak, maluję się na wyjazdach, bo lubię! Jest eko, odróżnieniu do chusteczek do demakijażu. Do użycia wystarczy woda. Aczkolwiek może być problem z jej umyciem pod takim namiotem. Dla chcącego jednak nic trudnego. Polecam również ich waciki do demakijażu oczu. O myjce możecie poczytać na stronie Glov
- pasta do zębów, szczoteczka
- tusz do rzęs
- podkład, co da namiastkę luksusu, gdy skóra wygląda gorzej niż źle
- biała konturówka, żeby oczy wydawały się mniej przekrwione
- pomadka ochronna na wiatr
- szminka, żeby dobrze prezentować się w kolejce do WC na polu namiotowym i zadać szyku na lotnisku. Kolor odwróci uwagę od zapachu i tłustych włosów
# Buty
Wiadomo, że każda z nas chciałaby mieć przy sobie kilka par, aby mieć wybór. Jednak gdy stoisz przed dylematem: dodatkowe konserwy a para sandałków, to raczej wybierzesz to pierwsze. Na dalekie wyjazdy ubieram przeważnie adidasy, sprawdzone, schodzone. Takie, które są lekko ocieplane, ale jednocześnie łatwo wypływa z nich woda. Nie raz utopiłam buty z goreteksem i wracałam do Polski ze zgniłymi stopami, bo szczelne buty, pomimo zalety w postaci właśnie nieprzepuszczalności, nie schły. Wpuszczały wodę górą, ale jej już nie wypuszczały.
Adidasy są zdecydowanie lżejsze i szybciej schną. Ubranie do środka gołej stopy przyspiesza ten proces.
Podczas ostatniego wyjazdu na Lofoty testowałam inne rozwiązanie i wzięłam ze sobą aż dwie pary! Te drugie buty to japonki polskiej firmy Monk Sandals. To nie są byle jakie sandały, są bowiem stworzone do biegania naturalnego. Dlatego ich wytrzymałość jest zdecydowanie większa. Mają mocowanie na stopie, nie zsuwają się i mogą służyć w namiocie jako kapcie, czy też klapki pod prysznic, gdy nie chcemy złapać grzybicy. Są świetną alternatywą po całym dniu chodzenia. Stopy wreszcie mogą odpocząć od całodziennego ściskania. Do butów można dokupić specjalne skarpety, więc nie ma opcji żeby zmarznąć nawet jesienią czy zimą. Monkowe skarpety są na tyle szczelne, że nie przemokną nam palce, więc to kolejny plus. Ja Monki bardzo polecam!
Skompletowanie sprzętu zajęło mi ponad 5 lat, początki były jak u raczkującego dziecka. Z czasem jednak metodą prób i totalnych porażek udało się wyselekcjonować rozwiązania, które od kilku wyjazdów są naprawdę godne polecenia. Dlatego powstała ta lista. Może komuś pomoże, coś naświetli, albo po prostu podpowie, co kupić komuś, kto lubi jeździć:)
Leave A Reply